Na jednym z for w temacie poszukiwania pracy użytkownik c_c napisał:
„Sam zaczynałem pracę w pewnej firmie prawie od zera. Odszedłem, bo w innej dostałem dużo lepszą propozycję finansową, socjalną i rozwojową. Gdybym u pierwszego pracodawcy dostał podobne albo nawet trochę gorsze warunki to na pewno nie zmienił bym pracy. Patrząc oczyma pracownika mogę „powiedzieć”, że pracodawcy często zapominają o fakcie, że wraz ze wzrostem doświadczenia pracownika i przynoszonych zysków powinni pamiętać też o odpowiednim „docenieniu finansowym”.”
Skłoniło mnie to do napisania kilku słów, jak to wygląda od strony pracodawcy.
Gdy pracownik zaczyna „prawie od zera”, oznacza to, że wszystkiego się uczy (studia prawie nic nie dają w tej branży). Skoro się uczy, a jak wiemy nauka (zwłaszcza w niszach) kosztuje – powinien za tę naukę płacić. Skoro nie płaci, a jeszcze dostaje pensję, to znaczy, że pracodawca sponsoruje jego naukę, licząc, że w przyszłości ta inwestycja mu się zwróci. Mniej więcej po pół roku następuje taki moment, gdy pracownik jest już samodzielny, nie popełnia błędów – zaczyna zarabiać na siebie i „spłacać się”. Jeśli w tym momencie oczekuje podwyżki, albo odchodzi do konkurencji – oznacza to stratę dla pracodawcy. Nowa firma, ponieważ nie zainwestowała w naukę pracownika, może dać mu większą pensję, gdyby zrobił to obecny pracodawca – nadal miałby stratę. Ja także pracownikowi, szkolonemu przez rok przez konkurencję zapłaciłbym 2x więcej, niż osobie z tym samym doświadczeniem wyszkolonej przez (na koszt) moją firmę.
Oczywiście – większość pracowników nie ma tej świadomości i zaraz pomyśli – przecież ja coś robię, więc z mojej pracy jest pożytek… Otóż nie – nadzór, wyznaczanie zadań, sprawdzanie ich i poprawianie to dla pracodawcy znaczny koszt (ok pół etatu doświadczonego pracownika) – wystarczy powiedzieć, że my już nie przyjmujemy pojedynczych studentów na praktyki (darmowe) – mimo, że student nie dostaje pieniędzy – zwyczajnie się to firmie nie opłaca…
W naszej branży optymalnym modelem jest ten obowiązujący w zakładach rzemieślniczych z tradycjami – uczeń przychodzi do pracy/nauki i przez rok pod okiem mistrza doskonali się „za wikt i opierunek” (czyli jedzenie i mieszkanie). Dopiero po roku mistrz ocenia, czy uczeń nadaje się już do pracy… Ale to już nierealne – nawet studenci zupełnie nieprzygotowani do życia mają coraz częściej oczekiwania pensji pracownika z 3 letnim doświadczeniem…
Aha – w komentarzach studentów wyczuwam oburzenie… Proszę nie strzelać do posłańca – napisałem, jaka jest rzeczywistość, a nie jaką chciałbym ją widzieć (chciałbym wykonywać systemy za darmo, a każdemu pracownikowi płacić po 10 tys zł – poważnie – tylko niech ktoś mi powie, jak to zrobić).
PS. W wątku Ile może zarabiać inżynier inteligentnych instalacji? przedstawiłem wyliczenie, ile firma musi zarobić, by utrzymać pracownika. Przyznam szczerze, że jakbym nie wiedział, że tak jest, to chyba bym sam nie uwierzył…
PS2. W nowym wątku Co jest ważne w pracownikach? napisałem, co z punktu widzenia pracodawcy w tej branży jest cenne w pracownikach – wiele osób będzie zaskoczonych, ale im szybciej to zrozumieją, tym szybciej będą zadowoleni z pracy…